Zakończenie

 

"(…) zacząć muszę ja sam. Ale rzecz ciekawa: gdy tylko zacznę
– to znaczy, gdy tylko spróbuję — tu i teraz, w miejscu, w którym się znajduję,
nie szukając usprawiedliwienia w tym, że gdzie indziej byłoby łatwiej,
bez szumnych tyrad i ostentacyjnych gestów, za to tym uporczywiej (…)
— odkrywam nagle ku mojemu zaskoczeniu, że nie jestem ani jedynym, ani pierwszym, ani najważniejszym z tych, którzy puścili się w tę drogę (…)".

 

Wybór tego fragmentu jest nieprzypadkowy, krytyka Adama Mickiewicza wyraźnie nie leży w naturze nauki polskiej. Zresztą nie jest to przypadłość tylko tej konkretnej nauki w odniesieniu do twórców, którzy dostąpili zaszczytu przynależności do narodowego panteonu. Dotyczy to szczególnie tych narodów, których dzieje obfitują w wielkie tragedie, wieki zależności od swoich sąsiadów, narody poszkodowane przez historię. Jeżeli spojrzymy szerzej na mapę dzisiejszej Europy, mając świadomość zmian, jakie ta mapa przeżyła na przestrzeni wieków, przeżywa nawet dziś, to z pewnością nie pomylimy się twierdząc, iż dotyczy to właściwie wszystkich narodów słowiańskich. Stąd też nie należy się dziwić pasji, z jaką wielbią one swych Wieszczów, czy bohaterów narodowych, nawet, gdy z punktu widzenia najbliższych sąsiadów byli oni zwyczajnymi rzezimieszkami. Nie zmieni to jednak faktu istnienia owych narodowych panteonów, odmiennych opowieści o tym, co było i co minęło, zdawałoby się bezpowrotnie. Użyłam tu zwrotu "zdawałoby się" celowo, jedna rzecz jest bowiem wspólna wszystkim narodowym wersjom tej samej w gruncie rzeczy opowieści – dla każdego narodu chwała czasów minionych trwa nadal, nie mija, nie podlega zaprzeczeniu. Podlega ona w naturalny sposób dyskusji, próbie ewaluacji, nigdy jednak dewaluacji. Przed tym chroni ją bowiem duma, a poza tym zwykła narodowa konieczność istnienia "złotego wieku", bez którego ciągłość istnienia konkretnego narodu mogłaby ulec podważeniu; a na to żaden istniejący i "poważny" naród nie może sobie pozwolić.

Na to nie mógł sobie pozwolić także Czech, czy Słowak (szczegółowa problematyka zależności i współistnienia obydwu narodów wybiega poza ramy przedmiotowe niniejszej pracy, uczciwość historyczna wymaga jednak łącznego traktowania w tym miejscu obydwu bliskich sobie narodów), czytający "Kurs literatur słowiańskich" Adama Mickiewicza. Nie powinniśmy się zatem dziwić nawet najbardziej ostrej krytyce paryskich wykładów, z powodów, o których była mowa wcześniej. "Prelekcje paryskie" w kontekście "polskiego spojrzenia" na historię, kulturę, literaturę czeską mają prawo zostać odebrane przez samych zainteresowanych negatywnie. Jak wskazaliśmy w toku naszych rozważań "Prelekcje paryskie" pełne są sądów krzywdzących i niesprawiedliwych, błędów interpretacyjnych oraz zwykłego mylenia faktów, czasem niewiedzy, zważywszy na jej dostępność w czasach, gdy wykłady były głoszone. Stwierdziliśmy, że o ile te pierwsze można zrozumieć, wybaczyć, zwyczajnie o nich zapomnieć, to drugich usprawiedliwić się po prostu nie da; żadnych nie należy zaś lekceważyć. Wymaga tego od nas zwyczajna uczciwość.

Należy raz jeszcze podkreślić, że "Kurs literatur słowiańskich" w konkretnie interesującym nas kontekście polsko-czeskim musiał być odczytywany i analizowany jako wykład; wykład głoszony na uniwersyteckiej katedrze, głoszony publicznie, czego dowodem są nie tylko wspomnienia współczesnych, lecz przede wszystkim sposób jego wydania – z notatek słuchaczy. To oni zanotowali jego treść, to oni uzyskali i wchłonęli przekazaną im wiedzę. Za ich pośrednictwem wiedza ta stała się dostępna innym, współczesnym i przyszłym pokoleniom; stała się dostępna dla nas.

Niezależnie od przedstawionych zarzutów podjęliśmy także próbę usprawiedliwienia tych, czy innych sądów, wskazując znaną nam niemal od dziecka specyfikę czasów, w których żył i tworzył Adam Mickiewicz; wskazując na inny w jego założeniu cel wykładów, prezentację własnej koncepcji estetycznej, czy wreszcie próbę własnej teodycei. Te wszystkie elementy i konteksty zostały wzięte pod uwagę, nie zostały pominięte, czy zlekceważone.

W ostatniej części rozważań oddaliśmy głos "drugiej stronie", prezentując mało w Polsce znane poglądy Tomáša Garrigue Masaryka i jego spojrzenie na "Kurs literatur słowiańskich". Uwagi Masaryka dowodzą kilku zasadniczych rzeczy. Przede wszystkim oczywistej różnicy poglądów obydwu myślicieli (o ile Mickiewicza uznajemy za romantyka, o tyle Masaryka traktować należy jako pozytywistę), odmiennego charakteru oraz podłoża historycznego i filozoficznego dwóch różnych idei narodowych. Jego zainteresowanie Mickiewiczowskimi wykładami jest z kolei swoistym dowodem na szczególną ich pozycję w dziejach słowiańskiej autorefleksji. W moim osobistym przekonaniu należy żałować, że osie dojrzałego życia Mickiewicza i Masaryka nie miały okazji przeciąć się. Polemika obydwu myślicieli w tym samym czasie miałaby bowiem szansę stać się nie lada wydarzeniem i bez wątpienia posiadałaby bezcenną wartość nie tylko dla naszych rozważań.

Powróćmy jednak do pytania niezwykle istotnego, na które dotychczas nie mogliśmy dać odpowiedzi. Jest to pytanie niezwykle trudne: Czy, i jeśli tak, to w jakim stopniu poglądy głoszone przez Mickiewicza w kontekście poszczególnych literatur, kultury i narodów słowiańskich jako takich, a literatury, kultury i narodu czeskiego w szczególności, mogły zostać przyjęte przez naród polski "jako własne". Wskazaliśmy, że charakterystyczne dla współczesnego narodu polskiego lekceważenie dorobku kulturalnego, losów historycznych, zwycięstw i porażek narodów sąsiednich nie może być traktowane jako przypadkowe, czy też nie posiadające uzasadnienia.

Adam Mickiewicz odegrał szczególną rolę nie tylko w metatekście polskiej kultury i literatury. Był on czołowym przedstawicielem epoki, która odegrała decydującą rolę w tworzeniu się i rozwoju współczesnej polskiej świadomości narodowej, w procesie tworzenia się stereotypów i, co niemniej ważne – autostereotypów. I jedne i drugie związane są nierozłącznie z procesem, o którym w swoim eseju krytycznym "Chrystus narodów" pisze Andrzej Krzemiński:

"Przykłady dowodzące narastania etnocentryzmu są niewątpliwe, pojawiają się dwie tendencje, jedna to ksenofobia, deprecjonowanie wartości (jawiących się jako pseudowartości) europejskiej cywilizacji, chęć zamknięcia się we własnej, swojskiej twierdzy; druga tendencja to jeszcze nie sformułowana wtedy w sposób jasny definicja narodu homogenicznego, pozbawionego kulturowej i etnicznej różnorodności".

Etnocentryzm (zamiennie można tu użyć terminu polonocentryzm) Mickiewicza w "Prelekcjach paryskich" jest niepodważalny. W wielu miejscach można mówić o narodowej megalomanii, której przyrodnią siostrą jest przecież ksenofobia, również narodowa. Deprecjonowanie wartości europejskiej cywilizacji, dotyka w Mickiewiczowskim wykładzie także w sposób bezpośredni kulturę czeską i samych Czechów, którym nie można odmówić wkładu w rozwój tego wszystkiego, co nazywamy europejską cywilizacją; należy podkreślić, że nie chodzi nam wyłącznie o dzisiejszą, współczesną perspektywę. Nie ulega wątpliwości, że Polacy, szczególnie w okresie romantyzmu – jak pisze Krzemiński – "poniżeni, spychani do defensywy przenoszą urazy i pretensje na Zachód. Dla narodu oblężonego każdy obcy jest wrogiem, wróg realny i urojony są jednako uciążliwi". Rzecz warta odnotowania: Pośrednio, i – paradoksalnie – najprawdopodobniej zupełnie bezwiednie, sam Mickiewicz dawał w swoim wykładzie do zrozumienia, że "małpujący Niemców" Czesi, tak jak i małpowani przez Czechów Niemcy, należą do Zachodu. Tego Zachodu, który równocześnie bojąc się Rosji fascynował się nią, niewiele interesując się losem krzyżowanego przez zaborców "Chrystusa narodów". Zachodu, do którego Czesi zawsze czuli się przywiązani, do którego, czy chcąc, czy nie chcąc – przynależeli. Świadomość ta towarzyszyła im również, gdy w chwilach narodowego uniesienia, uwiedzieni urokiem słowiańskiej wzajemności, spoglądali z zainteresowaniem na Wschód.

Okres romantyzmu, nie tylko za sprawą polityki i historii, lecz przede wszystkim za sprawą czołowych reprezentantów epoki, Lelewela, Mochnackiego, i –bodaj jak nikogo innego, biorąc pod uwagę siłę oddziaływania – Mickiewicza, sprawił, że dla polskiej kultury podstawowym zagrożeniem staje się obcość. Każda obcość, zewnętrzna (Rosja, Austria, Niemcy, ogólnie Wschód i Zachód) i wewnętrzna (czyli etniczna) staje się zagrożeniem. Deprecjonowanie obcości bywa niestety forpocztą zjawisk dużo bardziej brzemiennych w skutki, szczególnie wtedy, gdy ksenofobia "kozłów ofiarnych" przeradza się w gotowy do zbrodni nacjonalizm.

Zgodzić się musimy, że dzieło Mickiewicza (mam tu na myśli całokształt jego twórczości) wpłynęło znacznym stopniu na ukształtowanie się polskiej świadomości narodowej. Musimy zatem liczyć się z możliwością podobnego wpływu na zrodzoną i kształtowaną nieprzerwanie od ponad 150 lat świadomość narodową również poglądów w tych dziełach zawartych. W okresach szczególnych dla narodów idee i poglądy głoszone przez ich duchowych przywódców mają niezwykłą siłę oddziaływania. Szczególne okresy własnej historii nigdy nie zostaną zapomniane przez narody.

"Kurs literatur słowiańskich" jest dziełem niezwykle polemicznym, bogatym w różnorodne idee, poglądy, konteksty. Jest bez wątpienia dziełem otwartym, o czym świadczą różnorodne możliwości jego interpretacji. Wszystko to potwierdza jego szczególną pozycję w metatekście polskiej literatury.

 

::powrót::::strona główna::::dalej::