Zagubiony w dyskursie – Mickiewicz o Czechach

 

"Kronikarz niemiecki jest to wielmoża, człowiek pobożny,
surowy dla innych i dla samego siebie, poważny i uczony.
Kronikarz czeski to człowiek nauki,
chcący okazać się bardzo wykształconym,
uchodzić za erudytę. 

Kronikarz polski jest nade wszystko patriotą (…)".

 

Mickiewiczowskie wykłady w Collège de France stały się pierwszą polską syntezą komparatystyczną literatur słowiańskich. Należy podkreślić, iż faktycznym ośrodkiem rozważań były tu teksty literatury polskiej, z którymi Mickiewicz porównywał utwory innych literatur w językach słowiańskich oraz europejskich, począwszy od tekstów literatury antycznej. Próżno jednak szukać w tekście mickiewiczowskich prelekcji błyskotliwych analiz literaturoznawczych, czy nawet w ogóle jakichkolwiek analiz literaturoznawczych sensu stricte, z punktu widzenia współczesnej nauki o literaturze.

Swoje rozważania na temat Ziem Czeskich, Czechów, istoty czeskiego ducha narodowego oraz literatury narodowej rozpoczyna Mickiewicz od próby pobieżnego rysu historycznego. Uważnemu czytelnikowi nie umknie jednak pewna specyfika tego rysu. Mickiewicz dość swobodnie wplata fragmenty wydarzeń historycznych w ogólny tok swojego bynajmniej nie historycznego, a raczej ideologicznego wywodu. Stara się on wykorzystać wyłącznie te elementy, które mogą posłużyć za dowód potwierdzający słuszność własnego wywodu (by posłużyć się nieco bardziej nowoczesną terminologią, prowadzi on niemal dekonstrukcję faktu historycznego, wyłuskując zeń wygodny wyłącznie dla tekst, używając w całkowitym oderwaniu od kontekstu, właściwego temu tekstowi) z jednej strony, z drugiej zaś wyraźnie daje do zrozumienia, że nie jest on wykładowcą dającym świadectwo prawdzie historycznej, tylko ideologiem, wykorzystującym katedrę dla głoszenia jedynie słusznych w swoim przekonaniu prawd.

Istnieje także odwrotna strona tego samego medalu. Mickiewicz nader często głosi swoje tezy, szczególnie o charakterze oceniającym bez poparcia tejże jakimkolwiek, choćby najdrobniejszym faktem, tak jakby sama pozycja wykładowcy zwalniała z obowiązku uzasadniania głoszonego poglądu. Sięgnijmy do fragmentu czeskich dziejów, kreślonych piórami słuchaczy prelekcji:

"(…) mimo tylu korzystnych warunków, mimo szczęśliwego położenia kraju, długiego spokoju, stałej opieki, literatura czeska ma w sobie coś posępnego, coś chłodnego. Był jakiś zaród rozkładu w łonie tej społeczności politycznej, która nigdy nie mogła przyjść do poznania samej siebie; rzec można, że nigdy nie umiała odgadnąć swego posłannictwa wśród ludów chrześcijańskich. Może sam jej dobrobyt, samo spokojne położenie było przyczyną jej nieszczęść."

I dalej, już karkołomnie:

"(…) Czesi, zasłonieni od Turcji z jednej strony przez Węgrów, z drugiej przez Polaków, stykali się poprzez Austrię z Europą cywilizowaną. Chcieli oni tę cywilizację przeszczepić u siebie, brali ją z zewnątrz, ale wewnątrz siebie nie mieli czym jej żywić" .

W tym konkretnym przypadku intencja przekazu Mickiewicza staje się zupełnie nieczytelna. Czesi, według Wieszcza, oddzieleni od Turcji (nie wiemy dokładnie, czy barbarzyńskiej, raczej cywilizowanej, Mickiewicz bowiem niekoniecznie używa tu słowa "oddzieleni" w znaczeniu wyłącznie geograficznym, o czym świadczy dalszy ciąg wypowiedzi) z jednej strony przez (barbarzyńskiego – dodajmy – onegdaj pochodzenia) Węgrów, z drugiej strony przez (sic!) Polaków, nektar "cywilizacji" spijać mogli tylko z kwiatu Austrii. Otoczeni niemal zewsząd, oddzieleni od… Czy można w takiej sytuacji mówić o "spokojnym położeniu"?

Mickiewicz daje wielokrotnie wyraz swojej niskiej ocenie czeskiej literatury. Można także często odnieść wrażenie, iż mówi o niej z pewną niechęcią, traktując ją jako zjawisko marginalne, błahe, nie posiadające wartości samej w sobie:

"Liczba dzieł ogłoszonych przez Czechów jest ogromna. (…) A jednak jest to literatura osobliwa, nie ma ona żadnej mocy samoistnej, nie wydała ani jednej potężnej indywidualności, politycznej ni literackiej, była zawsze naśladowczą. (…) Dla Czechów narodowość leżała w ich plemieniu, w ich języku; zasadą jej było nie słowo właściwe, ale język, jako narzędzie tylko, środek wypowiadania myśli, a nie jako tworzyciel myśli.

W tym miejscu nie sposób nie zadać kilku retorycznych niestety pytań. Na czym miałaby polegać owa moc samoistna? Czy aby rzeczywiście zasadą narodowości czeskiej był język pojmowany jako narzędzie wypowiadania, a nie tworzenia myśli? Co właściwie kryje się pod pojęciami "wypowiadania" i "tworzenia"? Jeżeli uznamy wszakże, że literatura czeska jedynie myśli wypowiada, miast je tworzyć, nasuwa się dość oczywiste pytanie, czyje myśli zostały wypowiedziane, komu tak naprawdę należy przypisać laur twórcy?

Kolejne pytanie: Czy aby nie spotykamy się w tym miejscu z absurdem? Nad wyraz niewiarygodną zdaje się być teza, iż w ogromnej liczbie dzieł wydanych przez Czechów próżno szukać myśli "stworzonej". Mickiewicz bowiem wyraźnie odmawia w tym miejscu literaturze czeskiej twórczego charakteru, wskazując naśladownictwo jako niemalże podstawową, główną jej cechę:

"nie ma ona żadnej mocy samoistnej, nie wydała ani jednej potężnej indywidualności, politycznej ni literackiej, była zawsze naśladowczą."

Brakuje w tym wywodzie wszak rzeczy najistotniejszej – kilku przykładów.

Stwierdzenia Mickiewicza przybierają także często dość komiczny charakter, obnażający niestety w sposób bezpośredni jego niedokładność naukową, czasem wręcz oczywisty brak wiedzy, obydwa nieumiejętnie skrywane nagromadzeniem mało istotnych detali:

"Najwięcej znanym, najsławniejszym (…), jedynym poetą o charakterze narodowym jest Kollár, rodem Słowak, zamieszkały w królestwie węgierskim", - co w połączeniu z jego wcześniejszą wypowiedzią ma prawo wprowadzić nie jednego słuchacza w zdumienie:

"Czeski poeta Kollár jest jedynym prawdziwym Czechem: opiewa on przeszłość, teraźniejszość przyjmuje z rezygnacją, nie śmie prawie myśleć o przyszłości."

Na koniec już tylko konstatacja, niegodna niestety ani wykładowcy, ani "reprezentanta" Słowiańszczyzny, tym bardziej poety: "Czesi i mieszkańcy krajów naddunajskich są od dawna zatrzymani w swym rozwoju." Nieważne, czy w rozwoju ducha, rozwoju kultury, po prostu – w rozwoju.

Czym zawinili Mickiewiczowi Serbowie, Chorwaci, Słoweńcy, Bułgarzy? Na to pytanie niestety próżno jest szukać w prelekcjach odpowiedzi. Brak jest w prelekcjach tła historycznego, brak informacji o odmienności losów południowosłowiańskich narodów; o wiekach zależności Słoweńców od Niemiec, Chorwatów od Niemiec, Włoch i Węgier, Serbów i Bułgarów od Turcji.

Mickiewicz bardzo wyraźnie traktuje pozostałe narody Słowiańskie z niechęcią. O ile w przypadku Rosjan, ciemiężycieli i zaborców narodu polskiego, powód zdaje się być oczywisty, to staje on zupełnie niezrozumiały w przypadku innych narodów słowiańskich:

"Zbierzmy teraz w jedno to, co powiedzieliśmy o poezji, polityce, dyplomacji narodowej Czechów. Otóż ani ich poezja, ani polityka, ani dyplomacja nie wyrażają prawdziwych dążności słowiańskich i nawet nie mogą ich wyrazić."

Czym zatem są owe "prawdziwe dążności słowiańskie" według Mickiewicza? Czyżby reprezentantem prawdziwych dążności słowiańskich miał być podług niego wyłącznie Konrad? Mickiewicz daje wyraz skrajnemu subiektywizmowi, mierząc wszystkich i wszystko jedna, własną miarką, nie zważając na odmienność losów, odmienność celów, odmienność jako taką. W tym kontekście niezwykle ciekawie przedstawiają się poglądy Mickiewicza na husytyzm i dzieje czeskiego kościoła narodowego. Dla Mickiewicza-katolika husytyzm jawi się jako herezja, celem której było raczej działanie na szkodę kościoła rzymskiego, nie zaś, fakt, nieudana próba politycznego przeciwstawieniu się cesarstwu. Mickiewicz zupełnie pomija ów aspekt polityczny husytyzmu:

"W ten sam sposób bronili swego Kościoła narodowego, Kościoła, który uznawał tylko czeski język i miał obrządek oraz dogmaty w tym wyłącznie języku. W tę walkę religijną rzucili się Czesi z gwałtownością ludu młodego i niemal barbarzyńskiego; dyskusją nad artykułami teologicznymi posługiwali się tak, jak dzicy używają nowoczesnej broni i wódki: użyli jej na wzajemną zagładę."

Mickiewicz traktuje husytyzm, w tym także dzieła teologiczne i poetyckie reprezentantów ruchu wyłącznie w opozycji do dzieł teologów i poetów katolickich, z góry odmawiając husytom, czy też późniejszym braciom czeskim jakiejkolwiek racji bytu, odmawiając tym samym tworzeniu, o ile nie jest ono reprezentantem myśli katolickiej, jakiejkolwiek wartości:

"W Czechach walki religijne zrodziły również wielką liczbę pieśni, ale prawdziwy charakter tych pieśni był skażony. Wszystko, co w poezji katolickiej było najszczersze, najwyższe i najgłębsze, nie znajdowało już wyrazu; powszechnie usiłowano wprząc tę poezję w służbę namiętności chwili. (…) A zatem u Czechów poezja religijna nie miała, że się tak wyrażę, dosyć powietrza, brakło jej atmosfery spokoju, nieodzownej do wydania wielkich pomników sztuki; umysły były zbyt podniecone dążeniami, namiętnościami sekt. Poezja sekciarska i stronnicza nigdy nie zdoła stać się wielką poezja epoki, wielką poezją narodową."

W miejscu tym zbliżamy się do wyłaniającego się pomiędzy wierszami idealnego niejako reprezentanta "prawdziwych dążności słowiańskich", które tak wysoko ceni polski poeta. Jest nim zatem przede wszystkim obrońca wiary katolickiej. Potwierdza to Mickiewicz we fragmencie poświęconym Św. Wojciechowi:

"Św. Wojciech urodził się w Czechach (…). Młodzieńcem jeszcze został wysłany do Niemiec (…). Za powrotem, co Czech poświęcił się stanowi duchownemu i został biskupem. (…) Wkrótce jednak rozpętała się przeciw niemu straszna burza. (…) Biskupa wygnano. (…) Niebawem odczuto utratę tak zacnego kapłana (…), ale już trudno było go zatrzymać na ziemiach czeskich. (…) udał się do Polski (…)."

Nie wspomina on jednak ani słowem o kontekście wypędzenia biskupa, o jego uczestnictwie w spisku rodu Sławnikowców przeciwko panującej dynastii Przemyślidów. Nie znajdziemy niestety wzmianki o tym, że rzeczywistym powodem wypędzenia Wojciecha była jego działalność polityczna, a nie religijna, i że nie został on wypędzony z Pragi przez husyckich heretyków, których wtedy jeszcze na ziemiach czeskich być nie mogło, a co niekoniecznie jasno wypływa z treści wykładu. Podobnie dzieje się, gdy pisze on o Jánie Žižce, uważanym przez wielu Czechów po dziś dzień za bohatera narodowego:

"(…) podczas kiedy (…) husyci grasowali na całym Śląsku i w krajach przyległych, pustosząc wszystko ogniem i mieczem. Żyżka, zawzięty nieprzyjaciel duchowieństwa i szlachty, burzył zamki, mordował ludność, a zwłaszcza księży. (…) Przerażona Europa nie wiedziała już, jak stawić opór temu strasznemu człowiekowi, który (…) zagrażał wszystkim wokół sąsiadom."

To, że Mickiewicz nie tylko nie rozumiał, czy raczej nie chciał zrozumieć genezy i istoty ruchu husyckiego, a także z dużą swobodą poszerzał granice geograficzne jego oddziaływania, możemy zrozumieć, pogodzić się z tym faktem, nawet zwyczajnie zapomnieć. Nie można jednak pozostać obojętnym wobec oczywistego absurdu. Porażająca musiała być zaiste siła spokoju obydwu Jagiełłów, którzy nie zlękli się tego strasznego człowieka i pomimo zagrożenia, jakie zdaniem Wieszcza stwarzał on swoim sąsiadom, z nim właśnie udali się na jedną ze swych najznamienitszych wojennych wypraw. Czy Mickiewicz rzeczywiście nie wiedział, iż to właśnie Žižka stał na czele zastępów czeskich, które u boku oddziałów polskich i litewskich zadały decydujący cios Zakonowi Krzyżackiemu w bitwie pod Grunwaldem? Wydaje się, iż jako wykładowca literatur słowiańskich, historii słowiańskich narodów miał on prawo w owym czasie nie wiedzieć jedynie, iż Žižka zostanie uwieczniony przez Matejkę w znanym dziś chyba wszystkim obrazie.

Takich niejasnych miejsc jest niestety więcej, przykładem choćby poniższy fragment:

"(…) Czechowie, zstępując z Karpat ku Bałtykowi, rozszerzyli swe podboje, ich przedsięwzięciom jednak brak było ciągłości i nigdy nie mieli władcy, który by państwu ich nadał organizację."

Czy jest to przejaw zwyczajnej ignorancji i niewiedzy, czy też celowy zamiar wykładowcy, by w swoich wykładach dać upust narodowej megalomanii? Nie jesteśmy niestety w stanie z całą pewnością na to pytanie odpowiedzieć. Możemy jedynie domyślać się, iż tego typu niejasności mogły stać się powodem tego, iż we współczesnych pracach slawistycznych wyłącznie wspomina się o "Prelekcjach paryskich" jako pierwszej polskiej pracy komparatystycznej.

 

::powrót::::strona główna::::dalej::