Mickiewicz w okresie "Prelekcji paryskich"

 

Egzaltowany profesor bez doktoratu

 

W październiku 1840 roku Adam Mickiewicz opuścił Szwajcarię po jedenastu miesiącach pracy w lozańskiej akademii, gdzie wykładał literaturę łacińską. Poeta udał się z powrotem do Paryża, gdzie zaoferowano mu objęcie katedry literatur słowiańskich na nowo powołanej uczelni – Collège de France.

Uważa się, że głównym powodem jego decyzji o przyjęciu oferty działalności wykładowej były pobudki patriotyczne. Poeta uważał, że dzięki temu stanie się możliwe poruszyć sprawę pierwszorzędnego nie tylko dla niego znaczenia, a mianowicie sprawę polską. Również aspekt zwiększenia prestiżu Polaków w Paryżu był brany przez niego pod uwagę; zainteresowane tym były także paryskie koła emigracyjne. Pierwszy wykład odbył się 22 grudnia tego samego roku.

Mickiewicz prowadził przez cztery lata swoje wykłady, które – zdaniem współczesnych – podobnie jak te w Lozannie cieszyły się dużym powodzeniem i żywym zainteresowaniem i to zarówno wśród emigracji polskiej, jak i wśród słuchaczy z innych państw – Rosji, Włoch, Czech a nade wszystko Francji. Mickiewicz nie mylił się zatem co do zasadności wyboru Paryża jako kolejnego etapu swojego posłannictwa. Miejsce to stwarzało doskonałe warunki dla pracy w charakterze wykładowcy, a co najważniejsze, katedra pozwalała realizować zamiar najistotniejszy – przybliżyć, wyjaśnić i rozpowszechnić historię, kulturę, literaturę polską, znaleźć zrozumienie i polityczne oparcie dla aktualnych dążeń narodu polskiego. O Mickiewiczu tego okresu zwykło się mówić jako o mistyku romantycznym, który dyktatowi ducha podporządkował wszystko – myślenie polityczne, praktykę społeczną, wszelkiego rodzaju działanie, w tym także swoją własną działalność w roli wykładowcy. Nie wszyscy byli jednak skłonni cieszyć się z przyjazdu Wieszcza, a tym bardziej z faktu, iż rozpoczął on wykłady z twardym postanowieniem "służenia sprawie polskiej":

"Kiedy 22 grudnia 1840 roku Adam Mickiewicz stanął na katedrze w Collège de France, na sali brakowało wielu spośród jego przyjaciół. Ci, którzy wystąpienie polskiego poety odczuwali jako niezwykłe i nadzwyczaj ważne wydarzenie... uciekli. Ze strachu, że Mickiewicz się ośmieszy, że elity, ci "Francuzi wymowni", bezlitośnie wykpią egzaltowanego profesora bez doktoratu i uniwersyteckiego obycia".

Dlaczego? Otóż wraz z Mickiewiczem mogła zostać wyśmiana przecież nie tylko sprawa narodowa, ale zarazem najintymniejsze uczucia, które wielu paryskich Polaków zwyczajnie trzymały przy życiu. Sam Mickiewicz miał świadomość i zrozumienie faktu, że nastała chwila ważna, chwila przełomowa; że właśnie, po wielu latach daremnych prób i wysiłków zainteresowania "cywilizowanej" Europy losem zniewolonego narodu polskiego, nadarzyła się sposobność mówienia o tym głośno i to w jednym z najważniejszych centrów kontynentu. Dla Mickiewicza rozpoczynał się nowy etap jego życia. Zbieżność czasowa tej zmiany wraz z wydarzeniami w Europie, do której właśnie miał szansę przemówić bez wątpienia go uskrzydlała. Mickiewicz przestawał być wyłącznie "polskim poetą", przestawał być także "polskim profesorem", jakim był jeszcze nie dawno w Lozannie. Stawał się Wieszczem sensu stricte, który za sprzymierzeńca zyskał niemałą siłę paryskiej katedry. Pisze o tym cytowany wcześniej Grabowski:

"Powołano mnie – powiada [Mickiewicz] – bym zabrał głos w imieniu literatury ludów, z którymi naród mój przez swą przeszłość i przyszłość jest związany, bym zabrał głos w chwili, kiedy słowo jest potęgą, i w mieście, które jest stolicą słowa". I zaraz potem przechodzi do tematu jedności narodów europejskich podkreślając, że przemawia w chwili, gdy realizuje się "dążność ludów do wzajemnego zbliżenia się", zaś ówczesny Paryż jest postrzegany jako stolica zjednoczonego w przyszłości kontynentu".

Z drugiej strony, Mickiewicz zdawał sobie chyba sprawę z własnych słabości, z wysokości poprzeczki, jaką sobie wyznaczył. Potwierdza to choćby pierwszy z serii zaplanowanych wykładów. W wykładzie inaugurującym dają się bowiem słyszeć głosy wewnętrznej walki duchowej, walki z silną pokusą ucieczki przed zbyt trudnym zadaniem, rezygnacji z podjęcia zbyt ciężkiego dlań obowiązku, kapitulacji. Równocześnie do głosu dochodzi ton triumfu, ton silnego, pewnego siebie i swoich wyborów człowieka; człowieka, który dostrzega w nowym, stojącym przed nim wyzwaniu szansę nadzwyczajną – spełnienie oczekiwań przyjaciół i "nadziei wszystkich Polaków, szansy, by wywrzeć znaczący wpływ na losy europejskiej kultury, a może i polityki, wreszcie szansy na spełnienie siebie".

Jak powiedzieliśmy Mickiewicz przestawał być poetą. Zmiana roli poety na działacza wydawała się jednak być konieczną, choć niewątpliwie wymagającą niemałej odwagi dużej wiary. Warto zwrócić uwagę, że okres lozański w życiu Mickiewicza-poety należał do chyba najbiedniejszych twórczo, Mickiewicz niewątpliwie potrzebował zmiany jako poeta i jako człowiek; potrzebował zadania, któremu mógłby się oddać całkowicie, potrzebował wiatru, który byłby w stanie dąć w żagle życia nieustannie. Tę szansę stwarzał właśnie Paryż, szansę o tyle ważną, że dawała ona okazję do "działania słowem", w przeciwieństwie do zwykłej, uniwersyteckiej "działalności intelektualnej", jaką przez kilka ostatnich miesięcy prowadził w Szwajcarii. Zdaniem Grabowskiego:

"Nie chciał informować, chciał oddziaływać; nie zamierzał dociekać i formułować filologicznych prawd, chciał dawać świadectwo temu, co dzieła literackie wypełnia i wytwarza. Poeta, nawet były, znał się na tym lepiej od profesorów. Jego subiektywizm i jednostronność były w istocie uczciwe, nie wchodził na obszar gramatyki ani nawet estetyki, nie udawał uczonego. Prelekcje Paryskie to, rozłożony na cztery lata, czyn człowieka dojrzałego, ukształtowanej osoby".

Dodajmy – jest to przede wszystkim "czyn ducha". W tym miejscu warto nieco dokładniej przyjrzeć się Mickiewiczowskiej koncepcji "duchowości". Historia sztuki jest dla Mickiewicza świadectwem działania ducha, który ujawnia się w dziełach. O duchowej prawdzie nie da się opowiedzieć, można o niej jedynie świadczyć. Tego, co duchowe, nie da się także poznać intelektem, może to być rozpoznane wyłącznie w wierze, poprzez wiarę, zmysłem wiary. Zmysł ów jest władzą duszy, a więc pewnej indywidualności, bytu indywidualnego. Prawdziwe dzieło sztuki – według Mickiewicza – jest rezultatem świadczenia o tym, w co się wierzy. Poezja staje się zatem czynem, który – z kolei – jest zdarzeniem w życiu duszy. Lecz jedynie ten, kto "ma serce i patrzy w serce" może owego czynu dokonać.

Mówiąc o dziełach literackich, Mickiewicz mówi zatem o świadectwach ujawniającego przedmiot wiary czynu dokonanego przez osobę. Interpretacja dzieła literackiego zmierza ku odkryciu prawdy przez poznanie tego, kto poprzez dzieło literackie daje świadectwo prawdzie. Podstawą metodologiczną takiej analizy literackiej jest zatem konieczność uznania istnienia określonej wizji człowieka, z konieczności tej wynikają następnie określone cele, jakie ów człowiek ma do spełnienia. Mickiewicz wyraźnie buduje swoją koncepcję jednostki niejako w liczbie mnogiej. Mówiąc o narodach, ma na myśli zbiory jednostek czynnych, stricte indywidualnych bytów, których indywidualne działanie pojmowane jest jednak mimo wszystko jako wspólne działanie na rzecz "dobra całego narodu". W Mickiewiczowskiej historii słowiańskiej duszy objawia się zatem wizja przyszłej kultury:

"Skoro rzeczywistym przedmiotem wykładu (a może dociekań) jest osoba i czyn, to literatura zdaje się niewystarczającym i chyba nieco wtórnym świadectwem. Tym bardziej, że chodziło o skuteczność, a nie walor informacyjny, zaś słuchacze nie znali i nie mieli większych szans, by poznać bezpośrednio dzieła, o których mówił profesor. Dlatego Mickiewicz rozbudowuje opowieść historyczną a później coraz częściej je aktualizujące, włączając do kursu również nowoczesne, mocne ideologie".

Mickiewiczowskie wykłady stają się stopniowo, szczególnie w drugiej części cyklu, coraz bardziej odważną krytyką cywilizacji europejskiej w jej obecnym stanie. Świat słowiański – według Mickiewicza – miał być dla Zachodu alternatywą, jak "odświeżający najazd barbarzyńców". Idea ta zgodna była z wciąż jeszcze nie przebrzmiałymi przecież wciąż jeszcze ideami Herdera, o posłannictwie Słowian, o pięknie pierwotnym ludowości, powrocie do korzeni ludzkości, pogańskiej chwili oddechu. Według J. Krzyżanowskiego, w prelekcjach paryskich Mickiewicz podkreśla w zjawiskach folklorystycznych dawność i powszechność. Powszechność jest dla Mickiewicza "wynikiem pierwotnej wspólnoty kulturowej i językowej ludów przynajmniej słowiańskich". Krzyżanowski przywołuje teorię Andrew Langa, wedle którego "identyczne motywy literatury tradycyjnej miały wywodzić się ze wspólnoty kulturowej praindoeuropejskiej", a więc szerzej od kręgu przyjmowanego przez Mickiewicza. Zaplecze Mickiewicz miał pod tym względem mocne; nie był jedyny, nie pierwszy, coś wypływało z czegoś, istniały przyczyna i skutek. A na dodatek czas, w którym się znalazł mógł gwarantować sukces zamierzeń.

Ciekawie przedstawiają się natomiast w tym kontekście poglądy Wieszcza, które z dzisiejszej perspektywy winniśmy określić jako jego własną koncepcję polityczną. Oddany był on sprawie jednego tylko narodu, karcił, o dziwo, Europę za nacjonalizm. Mickiewicz, o dziwo, uważał ideę odrębnych narodów za rodzaj egoizmu grupowego w obronie dóbr materialnych, czy jak powiedziałby to politolog wskazywał Mickiewicz niemoralność postawy nazywanej narodową racją stanu, interesem narodowym. Integralność terytorium, a zwłaszcza przywiązanie do "ziemi, miejsca, forum" nazywa on otwarcie pogańskim, i o ile mówiąc o ludowości, źródeł pierwotności w literaturach słowiańskich wyraża się o nich raczej pozytywnie, to owo "pogaństwo polityczne" postrzega jako cofnięcie się z chrześcijańskiej drogi rozwoju, której wyrazem, zdaniem Wieszcza, być miał średniowieczny uniwersalizm europejski. Polscy słuchacze wykładów mieli prawo okazywać zdziwienie, niezrozumienie, nawet zacisnąć zęby z nienawiści, oczekiwali oni bowiem od Mickiewicz walki słowem o sprawę narodową. Mickiewicz zaś opisywał, skądinąd słusznie, dzieje Polski od XVI wieku jako powolny upadek, którego przyczyną było właśnie zaślepienie narodowym egoizmem. Mickiewicz słusznie wskazuje źródło polskiego nieszczęścia tym, którzy gotowi byli po raz kolejny wysłuchać opowieści o "złych, niedobrych sąsiadach". Jednakże wbrew ich oczekiwaniom, w innym sposobie upatruje możliwość sukcesu:

"Misją Polski, a więc i polskiego patriotyzmu, jest bowiem realizować dzieło chrześcijańskiego postępu w dziele państwo – kulturowym, w budowaniu chrześcijańskiej cywilizacji. Ale chrześcijaństwo nie jest prywatną sprawą Polaków i nie podarunkiem, ale talentem, którego nie wolno zakopać. Polska to miejsce szczególne, bo to poletko, na którym Pan Bóg zasiał ziarno cywilizacji chrześcijańskiej. Ta cywilizacja jest przeznaczona nie Polsce, lecz Europie. Jeśli Polacy chcą ją sobie przywłaszczyć, to sprzeciwiają się swej misji, to znak, że jej nie rozpoznali albo nie mają odwagi wypełnić. Jeśli walczyć mamy o niepodległe państwo Polskie, to niejako w interesie chrześcijańskiej Europy".

Polscy słuchacze z pewnością nie byli przygotowani na uniwersalizm. O ile gotowi byli z radością słyszeć o tym, że "Polska to miejsce szczególne, bo to poletko, na którym Pan Bóg zasiał ziarno cywilizacji chrześcijańskiej", o tyle przecinające się w wykładzie Mickiewicza płaszczyzny polityki i moralności zdawały się im być nie do pogodzenia. Mickiewicz często sięgał do dziejów narodu żydowskiego, porównując je z dziejami Polski i Polaków. Ale, jak wskazywał Mickiewicz:

"Naród wybrany nie został wybrany do tego, by rosnąć w siłę kosztem innych narodów, ale żeby niejako zrealizować się dla świata. Dlatego też walka Polaków o niepodległy byt narodowy i własne państwo ma charakter moralny, a nie polityczny. Idealne państwo polskie jest koniecznym, ale tylko pośrednim, etapem w wędrówce ku przyszłej cywilizacji chrześcijańskiej Europy. Polski patriota zatem to raczej podzbiór kategorii "człowieczeństwo", niż exemplum etniczne, to ktoś, kto się dla tej sprawy poświęca, kto swymi czynami świadczy o niej, i tak daje świadectwo wiary w owe wartości, które Europejczyk określa jako chrześcijańskie".

Mickiewicz z jednej strony gloryfikował słowiańską prostotę, zwracając się do Francji, szerzej Europy, w której widział przyszłość chrześcijaństwa i zarazem ludzkości, z drugiej strony, krytykował ją za to, że zapomina o istocie cywilizacji zachodniej, o uniwersalizmie wiary i idei chrześcijańskiej:

"A ludzie uczeni, rozdawali zamiast chleba truciznę, i głos ich stał się jak szum młynów pustych, w których nie było już zboża Wiary, a więc młyny szumią a nikt się z nich nie nakarmi (...) Więcej Was nakarmił pacierz aniżeli nauka Voltaira i Hegla, które są jako trucizna, i nauka Guizota i Cousina, którzy są młyny puste". I dalej: "Zaprawdę powiadam Wam, iż cała Europa musi nauczyć się od Was, kogo nazywać mądrym. Bo teraz urzędy w Europie hańbą są, a nauka Europy głupstwem jest".

Zatem również dla Francuzów, samej Francji, a także dla Kościoła rzymskiego był Mickiewicz postacią polemiczną. Dostrzegały w jego wypowiedziach postawę anarchisty, który – notabene – przepowiadał im kres. Nie istotne były jego przestrogi przestrzega, by nie przywiązywać się zanadto do politycznych pomysłów, bo one są tylko narzędziem. Równocześnie, ów anarchista głosił kult cesarza, którego postrzegał jako rewolucjonistę, współpracował z lewicową "Trybuną Ludu", formułując program polityczny wywodzący się wprost z Ewangelii. Z jednej strony przywiązany do feudalnej Europy, manifestujący niechęć do zwolenników francuskiego króla, głoszący wielkość barbarzyńskich Słowian i dziejową misję Zachodu, a na dodatek jako wierny syn Kościoła rzymskiego, spełnienia ziemskiej misji Kościoła upatrywał jego kresie:

"Ten usunięty ponoć za fanatyzm polityczny profesor, głosił niezmiennie sprzeciw wobec każdej ziemskiej ideologii. Taka postawa nie sprzyja zawieraniu przyjaźni i sojuszy. Postać wiernego zdrajcy towarzyszy Poecie od czasów młodzieńczego poematu o tragicznym rycerzu. Być może jest to model Polaka, wszak powiadał Wieszcz, że "zdrajca", to najbardziej polski z bohaterów literackich. Polacy – jasno ukazują to prelekcje dla europejskiej elity – zdradzili paneuropejski kompromis, i nie dość, że przegrali, to jeszcze bezczelnie mają się za zwycięzców. Ot, niedojrzały naród, który chce urzeczywistnić coś, o czym każdy prawdziwy Europejczyk wie, że nadaje się najwyżej na temat referatu".

 

::powrót::::strona główna::::dalej::