Андрей Мохоля: Русская эмиграция в Польше и Чехословакии, Электронная библиотека В. Набокова, Русская культура, Russia Abroad, A.R. Mochola: Nabokov Library, Russian Emigration in Poland and Czechoslovakia, Russian Culture and Literature, Catalogue, Photoarchive, etc.

russia.abroad.1917-1945 

 

 

Фотоархив | Библиотека | Acta Rossica | Энциклопедия Зарубежной России | Форум 

M. Zdziechowski - Z historii stosunków polsko-rosyjskich nazajutrz po wojnie

Odczyt wygłoszony na dorocznym Walnym Zebraniu Stowarzyszenia Przyjaciół Nauk w Wilnie w dniu 20 czerwca 1936 roku.
[prev. in:] Marian Zdziechowski, Widmo przyszłości, Warszawa 1999.


 

Armie białe zwyciężały nieraz świetnie, lecz owoce zwycięstw nie były trwałe. Długo, bo aż do lutego 1920 roku, utrzymał się generał Miller w Archangielsku. Generał Judenicz był bliski zdobycia Petersburga, ale nie poparty przez flotę angielską, został rozbity na głowę 21 października 1919 roku. W tymże czasie nastąpił koniec powodzenia admirała Kołczaka. W listopadzie Omsk, gdzie mieściła się siedziba jego rządu, był już w ręku bolszewików. Dnia 15 stycznia admirał Kołczak został zdradziecko wydany rewolucyjnemu rządowi w Irkucku przez Czechów, którym naczelny wódz oddziałów alianckich na Syberii, generał Janin, polecił opiekę nad nim. Sam przedtem, umywszy sobie ręce jak Piłat, opuścił Irkuck. Czesi zaś usprawiedliwiali się tym, że działali za wiedzą i zgodą Janina.8) Kołczaka i prezesa jego Rady Ministrów, Popielajewa, uwięziono, oddano pod sąd i przed końcem sądu, na wiadomość, że białe oddziały zbliżają się do Irkucka, rozstrzelano w dniu 7 lutego.

Ostatnie dni 1919 roku były także dniami kryzysu dla południa Rosji, gdzie dowodził generał Denikin. Jeden z najwybitniejszych i najczcigodniejszych socjalistów rosyjskich z grupy tak zwanych socjalistów narodowych, który tym ponad towarzyszy swoich wszelkich odcieni się wybijał, że umiał wyzwalać się z wszelkich zacietrzewień partyjnych, gdy o dobro ojczyzny chodziło, Mikołaj Czajkowski, zastanawiając się nad sytuacją Rosji, dochodził do wniosku, że Kołczak i Denikin tym zbłądzili, że dążąc do wskrzeszenia Rosji według wzoru tego, czym była przed wojną, chcieli celu dopiąć wyłącznie siłami Wielkorosjan i kozaków, gdy należało wciągnąć wszystkie inne narodowości imperium rosyjskiego, które, razem wzięte, stanowiły około siedemdziesięciu milionów głów.

Pierwsze miejsce należało się Polsce; przymierze z Polską było koniecznością. Konieczność tę rozumieli w Rosji wszyscy, rozumiało ją wielu Polaków. Sądzę jednak na podstawie osobistych wspomnień i wrażeń, że nierównie więcej było takich, którym się zdawało, że im gorzej w Rosji, tym lepiej dla nas. Z twierdzeniem tym spotykałem się wciąż w rozmowach, w prasie, i zwalczałem je, jak mogłem; oburzało mnie etycznie, bo jakże można obojętnie myśleć o milionach torturowanych i mordowanych istot ludzkich, jak można cieszyć się z cudzego straszliwego nieszczęścia nawet w przypadku, gdyby ów nieszczęśliwiec był naszym wrogiem. Ale owo twierdzenie było także w krzyczącej sprzeczności ze zdrowym rozsądkiem. Rosja rozkłada się w oczach naszych i gnije. Daj Boże, aby z tej śmiertelnej choroby zdołała się wydostać, ale zanim mogłoby to nastąpić, zarazki bolszewickiej zgnilizny zaraziły już Europę, wżarły się w nasz organizm i gnić zaczyna Polska. Dość spojrzeć na rosnącą, jak grzyby po deszczu, filosowiecką prasę. A zatem, im gorzej w Rosji, tym gorzej dla nas. To, co od początku przewidywałem, stało się rzeczywistością. Ci, co wczoraj twierdzili, że w Rosji jest źle i że to jest wielkim dla nas plusem, dziś tego nie twierdzą, bo sami na Rosję sowieckimi oczami patrzą. Tam wszystko dzieje się najlepiej, olbrzymie dostiżenija we wszystkich dziedzinach. A zatem idźmy za ich przykładem!

Ale wracam do rzeczy. Dnia 5 grudnia 1919 roku były carski wiceminister spraw zagranicznych Nieratow telegrafował z Jekaterynodaru do Omska, że "czynnikiem decydującym w walce z bolszewikami byłoby wciągnięcie Polski do czynnej zbrojnej interwencji". "Ale - dodawał w telegramie do swego byłego zwierzchnika Sazonowa w Paryżu - dotychczas nie ma możliwości wprowadzenia polsko-rosyjskich układów na grunt praktyczny wobec tego, że Polacy chcą wykorzystać ciężką sytuację Rosji, aby zachować zdobycze, których już dokonali. Państwa Ententy powinny tu dopomóc".9)

Równocześnie bawiący w Warszawie generał Szczerbaczew zawiadamiał, że kierownicy polityki polskiej byliby gotowi do zawarcia konwencji wojskowej, ale nie zadowolą się nigdy samymi tylko etnograficznymi granicami. Słowem, pisze Mielgunow, "wszystkie próby porozumienia rozbijały się od pierwszej chwili o nie dającą się usunąć przeszkodę, tkwiącą w psychologicznych warunkach owej chwili". Ale nie tylko owej chwili. Ta sama przeszkoda psychologiczna istniała przedtem, istnieje dziś, istnieć będzie w przyszłości. Jest to kwestia ziem litewskich i ruskich. Tu, jak wyżej powiedziano, nie mogło być mowy o porozumieniu nawet z najżyczliwiej do nas usposobionymi Rosjanami. Dnia 4 grudnia 1919 roku, gdy już nadziei uratowania Syberii nie było, admirał Kołczak formułował w energicznych słowach myśl swoją o kwestii polsko-rosyjskiej i w ogóle o stosunku Rosji do mniejszości narodowych: "Mój pogląd na sprawę terytorialnych kompensat i uroszczeń politycznych ze strony tych nowych tworów państwowych, które w granicach i kosztem Rosji powstały, pozostaje niezmienny. Mogę tymczasowo wejść w porozumienie z rządami owych państw, biorąc pod uwagę fakt, że istnieją, mogę przyjąć na nasz rachunek ich wydatki na udzieloną nam pomoc, mogę dopuścić ich uprzywilejowanie ekonomiczne, ale ani ja, ani generał Denikin, ani żaden rosyjski, narodowy rząd nie mamy prawa decydować już teraz, ze szkodą dla terytorium rosyjskiego, o przyszłych granicach formacji o charakterze państwowym, które na kresach naszych powstały, i o naszych przyszłych stosunkach z tymi formacjami".

Jakże charakterystyczna jest stylizacja dokumentu tego! Już wówczas Mikołaj Czajkowski robił uwagę, że nie uchodziło w stosunkach dyplomatycznych traktować Polskę jako formację państwową, która kosztem Rosji, więc jakby z kradzieży powstała, a tym samym stawiać Polskę na równi z Łotwą, która nigdy niepodległa nie była, gdy Polska miała za sobą dziewięć stuleci niepodległego bytu i nieraz znacznej potęgi państwowej. Nad możliwością wspólnej akcji z Denikinem zastanawiał się Piłsudski. Dlaczego dopuścił jego klęskę?

W grudniu 1925 roku, czy też na początku roku następnego, Marszałek, bawiąc w Wilnie, był łaskaw zaszczycić mnie długą wizytą i o to go wówczas zapytałem. Niestety, odpowiedzi jego żywej, barwnej i pełnej humoru nie zapisałem bezpośrednio po jego odejściu i to, co tu podaję, nie jest dosłownym powtórzeniem jego słów, chociaż z ich treścią jest ściśle zgodne. "We wrześniu 1919 roku - opowiadał - wysłałem do Denikina generała Karnickiego, który przedtem w armii rosyjskiej służył, więc tym łatwiej mógł się z nim porozumieć. Przyjęto go w Taganrogu, gdzie w owym czasie Denikin przebywał, uroczyście i serdecznie, jako starego towarzysza broni. Denikin wydał bankiet na jego cześć i na tym wszystko się skończyło. Wprawdzie obaj generałowie prowadzili potem ze sobą długie, poufne rozmowy, Denikin zapewniał, że się cieszy z powodzenia oręża polskiego, zachęcał do pochodu naprzód ku Dnieprowi; on od południa, Polacy od zachodu mogliby wziąć bolszewików w dwa ognie i ich zmiażdżyć. Ale wszystko to, to jest wojnę z bolszewikami, Polacy prowadzić mieli w charakterze sprzymierzeńców dopomagających Rosji w odebraniu nieprzyjacielowi zagarniętych przez niego ziem i przywrócenia ich prawowitej rosyjskiej władzy; wypadało stąd, że na murach zdobytego przez wojska polskie Wilna powiewać miał obok polskiego także sztandar rosyjski, jako symbol przynależności państwowej Wilna. A zatem - kończył marszałek - miałem iść rękę w rękę z tymi, którzy uważali Wilno za iskonnie russkij gorod, do którego my prawa żadnego nie mamy".

Czy jednak bolszewizm nie był wrogiem równie zaciekłym jak carat, a daleko od niego groźniejszym? Śmiem być zdania, że Marszałek nie doceniał niebezpieczeństwa bolszewickiego. Miało to swoje psychologiczne uzasadnienie. Trzeba tu bowiem uwzględnić duchowy nastrój człowieka potężnego geniuszem woli skupionej w jednym punkcie. Od lat młodzieńczych żył jednym marzeniem, jedną myślą o Polsce niepodległej. Warunkiem sine qua non jej urzeczywistnienia było obalenie caratu. Tenże cel stawiała przed sobą rewolucja rosyjska i nie wchodząc z nią, w rozmaitych jej odmianach, w bliższą styczność, można było uważać ją za siłę pożyteczną na drodze do Polski wyzwolonej. Dlatego to przyszli legioniści nasi, którzy jeszcze przed wojną światową o powstaniu zbrojnym myśleli, nie mieli w stosunku do rewolucjonistów rosyjskich, przyszłych wodzów bolszewizmu, tej odrazy moralnej, jaką czuli ci, zresztą nieliczni, którzy stojąc na gruncie prawa moralnego, nie dopuszczali, aby dążąc do wielkiego celu, było wolno "przypadków idąc torem, w bagna zejść szatana".

O pobycie generała Karnickiego w Taganrogu opowiada generał Denikin w V tomie swego dzieła.10) Na bankiecie wygłosił mowę, którą zakończył toastem ku czci wolnej Polski, wyrażając Życzenie, aby obydwa państwa szły odtąd wspólnymi drogami, świadome tożsamości interesów państwowych obu stron oraz konieczności walki ze wspólnym wrogiem.

"Nie mogłem przeczuć - dodaje Denikin - że tak żałować będę własnych słów". Karnicki odpowiedział krótko i sucho, a pyszałkowaty jego adiutant zapytywał sąsiada swego u stołu, barona Nolkena, dlaczego to generał Denikin tak radośnie wita Polaków jako sprzymierzeńców: "My nimi nie jesteśmy; bolszewików nie obawiamy się - armii tak potężnej jak nasza nie ma teraz nigdzie w Europie. Doszliśmy już do naszych historycznych granic, dalej iść nie potrzebujemy. Gdybyśmy zaś dopomóc wam mieli, to chcemy z góry wiedzieć, jaką rekompensatę za przelaną krew otrzymamy".

O tej i następnych, podobnych rozmowach oficjalnie powiadomiono generała Karnickiego i ten, nie chcąc gniewać Denikina, odesłał owego adiutanta do Warszawy. Ale im dalej, opowiada Denikin, "tym gruntowniej przekonywałem się, że nie Karnicki, lecz jego adiutant wyrażał poglądy panujące u góry". Do Naczelnika państwa naszego czuł żal, postępowanie jego uważał za nieszczere, nie cofnął się nawet przed zarzutem nieuczciwości.11) Dlaczego? Oto niedługo potem nastąpiło wstrzymanie działań wojennych na polsko-bolszewickim froncie. Zaniepokojonemu tym Denikinowi Karnicki oświadczył, że zawieszenie broni zostało zawarte z powodów strategicznych i tylko na trzy tygodnie. Minęły jednak trzy tygodnie, potem znowu trzy i więcej, a wojska polskie nie ruszały się ze swoich miejsc.

backnext


8) Por. Mielgunow, Tragiedija admirała Kolczaka, Belgrad 1931, t. IV, s. 138-147.
9) P. Mielgunow, N W Czajkowskij w gody grożdanskoj wojny, Paryż 1929, s. 190.
10) Oczerki russkoj smuty, Berlin, Miednyj Wsadnik, t. V, s. 175-181.
11) Ibidem, s. 181.

top 

 


Rambler's Top100 copyright © 2001 by mochola, last updated 10.6.Y2K+3, best with IE5.5 1024x768px, 18 sec over 56.6 bps