Андрей Мохоля: Русская эмиграция в Польше и Чехословакии, Электронная библиотека В. Набокова, Русская культура, Russia Abroad, A.R. Mochola: Nabokov Library, Russian Emigration in Poland and Czechoslovakia, Russian Culture and Literature, Catalogue, Photoarchive, etc.

russia.abroad.1917-1945 

 

 

Фотоархив | Библиотека | Acta Rossica | Энциклопедия Зарубежной России | Форум 

M. Zdziechowski - Z historii stosunków polsko-rosyjskich nazajutrz po wojnie

Odczyt wygłoszony na dorocznym Walnym Zebraniu Stowarzyszenia Przyjaciół Nauk w Wilnie w dniu 20 czerwca 1936 roku.
[prev. in:] Marian Zdziechowski, Widmo przyszłości, Warszawa 1999.


 

"W chwili walk najzacieklejszych, które decydować miały o losach kontrrewolucji - stwierdza oficjalny sowiecki historyk - prawe skrzydło polskiego frontu na Wołyniu pozostawało biernym walk owych widzem".12) Dnia 26 listopada Denikin wystosował list do Piłsudskiego, zaklinający go, aby pomocy nie odmawiał. Dzięki bezczynności polskiej bolszewicy, widocznie pewni, że trwać ona będzie nadal, przerzucili na front południowy 43 tysiące żołnierzy. "Klęska zaś południowej Rosji - kończył Denikin - postawi Polskę twarzą w twarz wobec potęgi, która nieszczęściem będzie dla kultury polskiej i zagrozi istnieniu państwa polskiego".

Odpowiedzi Denikin nie otrzymał, a wojska nasze stały wciąż bezczynnie, więc wysnuwał stąd wniosek, że między Polską a bolszewikami został zawiązany tajny układ. Przypuszczenie to potwierdzała wiadomość, że w tymże czasie bawił w Warszawie, jako wysłannik bolszewików, komunista polski Julian Marchlewski. Marchlewski zmarł w roku 1926 i w nekrologu po nim w moskiewskiej Prawdzie Radek kreślił następujące słowa: "Jesienią 1919 roku, gdy armia Denikina zbliżała się do Moskwy, od zachodu zaś szli Polacy, gdy Moskwę miano z tego powodu już ewakuować, uratował bolszewików Julian Marchlewski, który się udał do głównej kwatery polskiej i tam przekonał starego swego przyjaciela Piłsudskiego o konieczności wstrzymania wojsk polskich i umożliwienia bolszewikom walnej rozprawy z armią Denikina".13) Twierdzenie bezczelne. Piłsudski i Marchlewski mogli się znać od dawna, ale "starymi przyjaciółmi" z pewnością nie byli. Bo cóż mogło łączyć człowieka, dla którego ojczyzna była wszystkim i wszystkie siły jej poświęcił, z komunistą, który Polskę rozumiał nie inaczej niż jako filię rosyjskiej wszechsowieckiej republiki. Ale mniejsza o to. Radek był źle informowany: Marchewski posłuchania u Piłsudskiego nie uzyskał, z polecenia Naczelnika Państwa pertraktował z nim późniejszy minister Boerner. W rozmowach z Marchlewskim podkreślał on, że podstawą polityki Naczelnika Państwa względem Rosji jest niedopuszczenie do triumfu reakcji. Cały epizod Boerner-Marchlewski był, zdaniem generała Kutrzeby, "środkiem tylko, nie zaś celem, środkiem do umożliwienia Sowietom swobodnego rozprawienia się z Denikinem. [...] Zależało nam na tym, aby jego front nie sojuszniczy i nie wrogi, a więc nader kłopotliwy wojskowo, politycznie zaś zupełnie nieodpowiedni - przestał istnieć".14)

Marchlewski, który zapewne chciał pokoju, zręcznie podsuwał myśl, że Sowiety w układach będą bardziej ustępliwe niż biali, Piłsudskiego zaś zraziła tępa nieustępliwość Denikina, który sam w pamiętnikach swoich wyznaje, że starał się przekonać Karnickiego, iż dopóki wojna trwa, Polska i Rosja powinny uznawać tymczasową linię graniczną, zatwierdzoną przez Najwyższą Radę w Wersalu, a odpowiadającą mniej więcej dawnym wschodnim granicom Królestwa Kongresowego. A zatem, jego zdaniem, na obszarach ofensywy polskiej na wschodzie od owej linii należało wprowadzić administrację rosyjską, która by jednak przez cały czas trwania operacji wojskowych podlegała naczelnemu dowództwu polskiemu.

Innymi słowy, Piłsudski, który był rodem z Wileńszczyzny i do Wilna przywiązany był duszą całą, i nic droższego nad Wilno nie miał na całym świecie, miał teraz, po osiągnięciu celu swoich marzeń i wyzwoleniu Wilna spod władzy rosyjskiej, osadzić w Wilnie gubernatora Rosjanina! Jaki brak elementarnego zmysłu psychologicznego! Trudno o przykład jaskrawszy tak charakterystycznej u wielu Rosjan nieumiejętności wniknięcia w duszę innego narodu. Nie rzucam jednak kamieniem w Denikina, skoro jeden z najwybitniejszych i najbystrzejszych umysłów politycznych w Rosji, Sazonow, który w przeciwieństwie do kolegów swoich, ministrów i doradców Korony, uważał Królestwo Polskie za kulę u nogi Rosji i w interesie Rosji wszystkimi siłami, choć daremnie, starał się, aby niezależna od Rosji, niepodległa Polska uznana została za jeden z celów wojny, tak samo jak Denikin patrzył na przywiązanie Polaka do Wilna, widząc w tym tylko objaw "megalomanii, tej starej, odziedziczonej po przodkach choroby".15)

Czy było to dowodem patriotyzmu? Chyba nie. Prawdziwy patriotyzm umie uszanować uczucie patriotyczne przeciwnika. Opowiadano mi o rosyjskim generale Mawrosie, który swoje stare lata spędził w Wilnie i dobrze się zapisał u Polaków szlachetnością swoją w roku 1863. Za młodu brał on udział, jako komendant szwadronu, w wyprawie na Węgry 1849 roku i na polach walki nauczył się cenić tych, przeciw którym walczył. Był świadkiem kapitulacji w Vilagos, patrzył na rozpacz oficerów węgierskich łamiących szable swoje i sympatię dla rycerskiego narodu zachował aż do końca życia. Lubił wracać pamięcią w minione lata i ze wzruszeniem, ze łzami nawet - słyszałem to z ust córki jego - opowiadał o tragicznym końcu powstania węgierskiego. W oczach Denikina i wielu innych patriotyzm polski był, jeśli nie bandytyzmem, to psychopatyczną megalomanią, zaś zdobycie Wilna nie w celu oddania go prawowitej władzy rosyjskiej - grabieżą cudzej własności. Nie był generał Denikin w stanie wejść w istotę stosunku Polaka - zwłaszcza Polaka Wilnianina - do Wilna, zrozumieć potęgę wielkiej, pięćsetletniej tradycji, którą uszanował car Aleksander I, reaktywując Uniwersytet Wileński i biorąc w opiekę sprawę polonizacji, jak złośliwie twierdzili Rosjanie, owego kraju. Nadeszła potem reakcja z Nowosilcowem, potem nastąpiło powstanie 1830 roku, potem próby przygotowań do kolejnych powstań, wreszcie rok 1863 z Murawjewem. Każdy kamień w Wilnie mógłby coś opowiedzieć o walkach i męczeństwie tych, co w obronie polskiego Wilna stawali, każda niemal rodzina mogłaby się pochlubić, że miała bohaterów, bojowników, którzy na szubienicach, na katordze, na wygnaniu złożyli ojczyźnie w ofierze najlepsze, co jej dać mogli. Rosjanin z inteligencją i sercem, rzetelnie miłujący ojczyznę swoją, umiałby wyczuć głęboki, nierozerwalny związek Polaka z Wilnem, z jego przeszłością, z okresami chwały Jagiellonów i Batorego i okresami cierpień pod jarzmem rosyjskim - i pozostając na stanowisku nieustępliwości swojej, zdołałby przemówić tonem, który by umożliwił, nie mówię, że zgodę, ale jakie takie, choćby tylko chwilowe porozumienie.

Baron Mikołaj Wrangel, ojciec generała, ostatniego wodza ostatniej armii białej, dał we Wspomnieniach swoich ponury, lecz żywy, pisany piórem człowieka uczciwego obraz Rosji, zwłaszcza za panowania Aleksandra III i Mikołaja II. Opis fanaberii niejakiego P. A. Zielenego, gubernatora Odessy, jednego z tych, których Aleksander III szczególnie cenił, zakończył autor następującymi słowami: "Wystarczy, innych przykładów przytaczać nie będę, bo nie chcę, aby wspomnienia moje, zamiast być tylko wspomnieniami, przeistoczyły się w ogród zoologiczny, w którym zabrakłoby lwów i orłów".16) Dlaczego ich zabrakło? Bo Rosja znała tylko patriotyzm państwowy, który zastąpił miłość ojczyzny. Patriotą państwowym był Denikin. Państwo zaś to car i ci, którzy w jego imieniu rządzą, gdzie zaś nie ma cara, tam dyktator albo grupa czy klika mająca w danej chwili całą władzę w ręku. Ojczyzna obejmuje wszystkich, państwo zaś nie pyta o to, czy jego poddani ojczyznę miłują; państwu, pisze Wrangel, chodzi tylko o błagonadiożnych, czyli takich, co własnej myśli, woli i sumienia się wyrzekli, a ślepo spełniają rozkazy naczalstwa każdego, jakie się zdarzy.

Sytuacja Denikina stawała się coraz gorsza. Że zaś Piłsudski miał się skarżyć, według krążących w kołach emigracji rosyjskiej pogłosek, iż nie ma w Rosji z kim gadać, bo i Denikin, i Kołczak są reakcjonistami i imperialistami, więc z ramienia zatwierdzonej przez admirała Kołczaka delegacji rosyjskiej na konferencję pokojową w Wersalu udało się do Warszawy dwóch jej członków: socjalista, wspomniany wyżej Mikołaj Czajkowski, i głośny ze swej działalności terrorystycznej Borys Sawinkow. Nałożono na nich zadanie przygotowania gruntu do załagodzenia kwestii spornych w celu wznowienia układów między demokracją rosyjską a rządem polskim. Obaj mieli audiencję (jedną czy kilka) u Naczelnika Państwa między 16 a 20 stycznia 1920 roku. Przebieg rozmowy zapisał Czajkowski w pamiętniku swoim, ale nie dość czytelnie i przeważającą część ołówkiem. Mielgunow starał się zrekonstruować tekst, nie ręcząc jednak bezwzględnie za dokładność.
"Miałbym prawo - zaczął Naczelnik Państwa - mieć Rosję w nienawiści, przeszłość zostawiła głębokie ślady w mej duszy, mógłbym przeto spokojnie patrzeć na proces jej gnicia. Ale nie pozwala mi na to uczucie człowieczeństwa i chciałbym wam dopomóc, lecz pod warunkiem, że i wy dopomożecie mi waszym wpływem na socjalistów polskich i narodowców; wiem, że socjaliści nasi zawsze byli bliscy es-erom". "To się da zrobić" - odpowiedział Sawinkow. "A ja się obawiam - Czajkowski na to - że nie; próby podobne zawsze zawodziły...". Piłsudski ogromnie przewyższał swoich towarzyszy partyjnych rozmachem myśli i szerokością widnokręgu; dzięki temu w stosunku do Rosji umiał się wznieść ponad ślepą nienawiść. Ale czy byli do tego zdolni jego towarzysze? Dlatego mógł uważać za pożądane, aby socjalista z powagą moralną, jak Czajkowski, i terrorysta o sławie wszecheuropejskiej, jak Sawinkow, wyjaśnili naszym PPS-om, iż rzekoma reakcyjność generałów rosyjskich nie jest tak straszna, jak się wydaje.

Ale co mieli Czajkowski i Sawinkow do powiedzenia narodowcom? Stosunek tych drugich do Rosji - zwłaszcza od zjazdu praskiego w roku 1908 - był ultraugodowy; wówczas Austrii i Prusom przeciwstawiali oni Rosję carską; po jej upadku byli zawsze gotowi do układów przyjacielskich z Rosją sowiecką. Widocznie tego ich grawitowania ku Sowietom obawiał się Naczelnik Państwa, bo jeżeli sam miał przedtem jakiekolwiek złudzenia, to rzeczywistość szybko je rozwiewała.

Potem na zarzut Sawinkowa, że nie można równocześnie pomagać Rosji i podtrzymywać Petlurę, Naczelnik Państwa oświadczył, że nie widzi w tym sprzeczności, bowiem obydwie strony idą przeciw bolszewikom. "Mamy dwa plany - ciągnął dalej Piłsudski - wielki i mały; pierwszy to przymierze wszystkich narodowości w państwie rosyjskim przeciw bolszewikom, po czym - to jest po rozbiciu wspólnego wroga - nastąpiłby gdzieś w Rosji kongres narodowości, na którym każda mogłaby swobodnie o sobie stanowić". Nie mogło to być, oczywiście, ponętne dla Rosji, ponieważ oznaczałoby jej rozpad. Ale Naczelnik Państwa miał tu na myśli ustrój federacyjny. Potwierdzają to następne jego słowa, że "potrzebne są nowe metody, na stare zaś połóżmy krzyż"; więc zgodnie z tym zapewniał, że będzie się starał dostosować narodowości do swego planu, ażeby nie uważały niezależności absolutnej za cel, od którego odstąpić nie wolno. Jeśli słowa te były wypowiedziane tak, jak je Czajkowski podał, a Mielgunow wyczytał, to kogo, jakich narodowości dotyczyły? Czy także Ukrainy? Czyżby Piłsudski wolał Ukrainę sfederowaną z Rosją niż niezależną? Chyba nie. Drugi plan, w razie niepowodzenia pierwszego, plan mniejszy, dotyczył tylko Polski i Rosji. Podstawą byłby plebiscyt na Litwie i Białej Rusi.17) "I tradycja, i sentyment - twierdził Naczelnik Państwa - muszą tu zamilknąć, inaczej nie dojdziemy do porozumienia; nie żądam przeto granic historycznych z roku 1772, ale nie poprzestanę na etnograficznych. Granice muszą być takie, aby pomiędzy obu państwami mógł się ustalić trwały pokój. W każdym razie pertraktować mogę tylko z Rosją demokratyczną i demokratycznym rządem". Myśl Piłsudskiego, zaznacza Czajkowski w notatniku, nie była jasna, wyraźne jednak było to, że, zrażony do Denikina, chciał mieć do czynienia wyłącznie z grupami lewicowymi.

backnext


12) Grażdanskaja wojna, Moskwa 1930, t. III, s. 11.
13) Por. Mielgunow, op. cit., s. 193.
14) Gen. T. Kutrzeba, Wyprawa Kijowska, Warszawa 1937, s. 52.
15) Wospominanija, Berlin, s. 44.
16) Ze słów Mielgunowa wynika, że raczej kilka. Por. op. cit., s. 194-195.
17) Mielgunow, op. cit., s. 195.

top 

 


Rambler's Top100 copyright © 2001 by mochola, last updated 6.10.Y2K+3, best with IE5.5 1024x768px, 18 sec over 56.6 bps